Język nie jest przezroczystą szybą

Z MICHAŁEM RUSINKIEM o manipulacji słowem, radykalizacji języka, ponurych metaforach i odejmowaniu ironii rozmawia Marcin Wilk

Napisałeś w Pypciach, że masz wydanie Adama Mickiewicza ze wstępem Bolesława Bieruta. Ciekawi mnie, kiedy przeczytałeś go po raz pierwszy.

Wiem, że brzmi to bardzo pretensjonalnie, ale nic nie poradzę: otóż Mickiewicza czytałem dla przyjemności już w podstawówce, a to wydanie moich rodziców lubiłem szczególnie za ilustracje Andriollego. Do tej pory mi się one wizualizują. Pamiętam, że czytało się to jak gazetę. Taki to był duży format!

A pamiętasz, kiedy rozpoznałeś, że wstęp do tego wydania ma charakter propagandowy?

Dobrze wiesz, że żaden szanujący się młody człowiek nie czyta żadnych wstępów, bo wie, że to jest nudziarstwo. Nie inaczej było ze mną i wcale nie chodzi o kwestie polityczne. Przecież nawet gdyby ten wstęp napisał bohater mojej wyobraźni, James Bond czy inny, to i tak bym go nie przeczytał. Wstępu się po prostu nie czyta, tak jak nie czyta się na ogół przypisów albo posłowia.

Na początku więc w ogóle nie zwróciłem uwagi na to, kto napisał tam wstęp. Pewnie zauważyłem to później, na studiach, a potem przypomniałem sobie o tym jeszcze raz.

Co to była za sytuacja?

Parę lat temu, po śmierci Wisławy Szymborskiej, byłem w Kazachstanie. Tam pokazano mi z dumą wybór jej wierszy w przekładzie na język kazachski i rosyjski ze wstępem, uwaga, prezydenta Nazarbajewa. To mną wstrząsnęło dogłębnie. Na dodatek na okładce tego tomu był zamek w Malborku.

Ale wtedy właśnie przypomniałem sobie, że przecież jeszcze nie tak dawno ukazało się wydanie wierszy Mickiewicza, które pewnie nie zostałoby wydane bez wstępu Bieruta, podobnie jak nie ukazałby się w Kazachstanie wybór wierszy Szymborskiej bez wstępu Nursułtana Nazarbajewa.

Dopytuję Cię o tego Mickiewicza z Bierutem, bo zastanawiam się, czy musimy być filologami, by rozpoznać, że ktoś manipuluje albo uprawia propagandę.

Myślę, że nie trzeba być filologiem, natomiast należy mieć świadomość kontekstu i czasów, w których się żyje. I myślę, że w PRL-u taką świadomość mieliśmy. Trzeba było wtedy zapłacić pewną daninę, żeby w ogóle coś się mogło ukazać – tak jak w przypadku Bierutowego wstępu.

Z drugiej strony nie należało tego czytać. Wskazane było mieć własny rozum. Natomiast, jeżeli czasy są demokratyczne albo udają demokratyczne, to wtedy trzeba paradoksalnie wzmóc czujność. Bo może się okazać, że coś udaje niewinny komentarz, a jest wredną, manipulującą interpretacją. Należy się nauczyć to rozpoznawać.

Ale skoro – załóżmy – nie jesteśmy filologami? Czy – na przykład – intuicja może być pomocna?

Jak najbardziej. Często intuicja podpowiada nam rozsądniejsze rozwiązania niż ktoś, z kim to konsultujemy. Dobrze jest mieć taką świadomość, że język nie jest przezroczystą szybą, tylko ma swoją materialność. Krótko mówiąc: należy pamiętać, że na język też można popatrzeć. Nie tylko przez język.

Co to znaczy?

Teoretycznie język służy do tego, żeby pokazywać rzeczywistość, opisywać ją, sam będąc przezroczystym. Tymczasem język nie jest przezroczysty, zawsze ma jakąś swoją strukturę. Żyjemy w takich czasach, kiedy słowa są narzędziem walki, ale też próbuje się z nimi czy też na nich dokonywać gwałtów.

Na przykład?

Słowo elita. Kiedyś miało ono wartość pozytywną. Dziś propaganda przypisuje mu wartość ujemną.

Rozmawiamy podczas Festiwalu w Szczebrzeszynie, w którym biorę udział. Usłyszałem tutaj, jak jedna pani do jednego pana powiedziała: „Popatrz, normalnie tu wszystko jest zamknięte, a teraz oni przyjechali na festiwal i mają wszystko otwarte, wszystko za darmo. Tu nie ma nic dla nas, tu jest wszystko dla elity!”.

To dość niepokojące, co mówisz. Ale taki

...

Artykuł jest dostępny dla zalogowanych użytkowników w ramach Otwartego Dostępu.

Jak uzyskać dostęp? Wystarczy, że założysz konto lub zalogujesz się.
Czeka na Ciebie pakiet inspirujących materiałów pokazowych.
Załóż konto Zaloguj się